D.L.: Pamiętam, że jeden z wybitnych historyków odpisał Ropelewskiemu, że rzeczywiście takie sytuacje miały miejsce i dysponuje on wiedzą na ten temat, czerpaną zarówno z przekazów rodzinnych, jak i ze źródeł. Natomiast stwierdził, że jest za wcześnie, by zajmować się takimi sprawami, bo może to zostać opacznie zrozumiane i wykorzystane do zdyskredytowania legendy AK. Jest to list sprzed paru lat, co pokazuje, w jakim miejscu się znajdujemy. W grę mogą też wchodzić przyczyny bardziej prozaiczne, uzasadnione, jak pokazuje sprawa Henryka Pawelca, a mianowicie obawy przed histerycznymi reakcjami „obrońców dobrego imienia” i napiętnowaniem – również ze strony kolegów.
A.S.: Pozostaje pytanie, co ów historyk miał na myśli, pisząc, że jest za wcześnie na takie badania. Czy mamy czekać, aż nie będzie wśród nas naocznych świadków, mających wiedzę, której my nie posiadamy i której nie wydobędziemy z dokumentów archiwalnych, milczących na wiele spośród tych drastycznych i kontrowersyjnych tematów?
Czy to znaczy, że do tej pory ten temat nie był opisywany w historiografii partyzantki i Polskiego Państwa Podziemnego?
D.L.: Zależy, czy mamy na myśli temat ujęty ogólnie czy konkretne, opisywane przez nas przypadki. Jeśli chodzi o zbrodnię pod Kraśnikiem, o czym przed chwilą wspominałem, dyskusja na ten temat się odbyła, faktu zbrodni nie kwestionowano, a spór dotyczył sprawców. Przed 1989 r. nie pisano o mordowaniu Żydów przez oddziały podziemia niepodległościowego, co jest zrozumiałe, gdyż starano się nie wpisywać w politykę historyczną uprawianą w PRL, choć trzeba podkreślić, że nie była ona jednorodna i miała różne odsłony. Po zmianie ustrojowej część historyków zaczęła podejmować tę problematykę. Pojawiło się kilka tekstów autorstwa młodych historyków ukształtowanych na seminarium prof. Tomasza Strzembosza na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Wśród nich są m.in. Janusz Marszalec, obecnie zastępca dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, i Rafał Wnuk, w tej chwili profesor historii KUL. Pierwszy napisał tekst pt. Na obrzeżach legendy. Kontrowersje wokół działalności podziemia w latach 1939–1944, odnosząc się również do problemu przestępczości i jej zwalczania w powstańczej Warszawie. Kwestia ta pojawiła się przy okazji dyskusji wokół tekstu Michała Cichego pt. Czarne karty powstania. Rafał Wnuk natomiast jest autorem zasadniczego dla tej problematyki artykułu Problem bandytyzmu wśród żołnierzy antykomunistycznego podziemia w Polsce (1945–1947), opublikowanego w 2001 r. Pomimo tak sformułowanego tytułu jego ustalenia odnoszą się również do okresu okupacji niemieckiej.
W niektórych analizowanych przez nas przypadkach istnieje wątpliwość, czy Żydzi i Polacy ginęli z wyroków wydawanych przez lokalnych dowódców struktur konspiracyjnych, sądy podziemne, czy były to po prostu działania podejmowane na własną rękę. Tomasz Strzembosz w Rzeczypospolitej podziemnej, dziele stanowiącym podsumowanie jego wieloletnich badań, wydanym w 2000 r., pisze, że: „»wyroki« [o których profesor pisze w cudzysłowie – D.L.] były często decyzjami całkowicie arbitralnymi, opartymi na nieraz wątpliwych dowodach, czasem wręcz przesłankach i domysłach. Tu pomyłek było niestety sporo i nie mogło być inaczej”. Z tym, że nie mogło być inaczej, należy się zgodzić, bo była to konspiracja. Natomiast polemizowałbym z innym sądem Strzembosza, który pisze: „Morze krwi przelano, niekoniecznie z jakiejś krwiożerczości, także ze strachu, z przerastającego ludzi napięcia, z przemęczenia, głupoty i lenistwa, ale to także nie były wyroki, a ukryte pod formą wyroków bezprawie lub równie często przez kogoś tam sankcjonowane i uprawnione decyzje likwidacji od kaprala i generała”. Profesor nie bierze pod uwagę motywów, o których piszemy, motywów rabunkowych, ani, jak w przypadku zbrodni na Żydach, antysemityzmu. W tym punkcie trudno jest dokonać generalizacji. Trzeba pamiętać, że są to zjawiska niezwykle złożone i każdy przypadek jest inny. Tak czy inaczej Strzembosz nie był „kustoszem Polski niewinnej”, jak go niefortunnie określił swego czasu Artur Domosławski na łamach „Gazety Wyborczej”.