Stowarzyszenie to grupa ok. 30 osób poruszonych ideą Jana Karskiego, który wielokrotnie powtarzał: „uczynienie świata lepszym jest możliwe, że podejmowanie bezustannych wysiłków w tym celu jest konieczne, a zaniechanie naprawy i obojętność na zło jest zbrodnią i grzechem”. W Statucie Stowarzyszenia czytamy, że celem tej organizacji jest:
1.Rozpowszechnianie postaw otwartości i poszanowania dla osób i grup o odmiennej identyfikacji etnicznej, narodowej, religijnej lub kulturowej.
2. Przeciwdziałanie wszelkim formom antysemityzmu, antypolonizmu, ksenofobii oraz innym postawom godzącym w godność człowieka.
3. Podejmowanie działań na rzecz zachowania polskiego dziedzictwa narodowego — monitorowanie oraz piętnowanie wszelkich przypadków jego naruszenia.Statut Stowarzyszenia im. Jana Karskiego
W roku 2015, gdy świętowano 10-lecie działalności Stowarzyszenia, powołano do życia Instytut Kultury Spotkania i Dialogu. Od tego momentu Stowarzyszenie ma też własną siedzibę w budynku przy ulicy Planty 7, który był świadkiem tragicznych wydarzeń z 1946 roku. Podczas jej otwarcia Bogdan Białek, inicjator i, od początku działalności, prezes Stowarzyszenia, mówił:
Chodzi "tylko" o naprawianie świata
Rozmowa ukazała się w lipcowym wydaniu "Słowa Żydowskiego" (07/2011) - miesięcznika wydawanego przez Towarzystko Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce.
Przeszłości nie możemy zmienić, ale możemy tej przeszłości nadać nowy sens przez to, co dzisiaj robimy. I to jest główny powód, dla którego powołałem do życia, wraz z grupą przyjaciół, Stowarzyszenie imienia Jana Karskiego. Gdy 20 lat temu po raz pierwszy w lokalnym dodatku do Gazety Wyborczej napisałem o pogromie Żydów w Kielcach, to po tej publikacji - w trakcie spotkania z Sewkiem Blumsztajnem - rzucano we mnie świecami dymnymi i bombą zapalającą. Dziś nikt już niczym we mnie nie rzuca, a na organizowane przeze mnie spotkania z młodzieżą izraelską przychodzi prezydent miasta i wita ją, mówiąc „Szalom!”... mówi prezes Stowarzyszenia im. Jana Karskiego Bogdan Białek.
PIOTR BRYSACZ: Historia Stowarzyszenia zaczyna się...
BOGDAN BIAŁEK: W 1996 roku tak naprawdę, bowiem Stowarzyszenie imienia Jana Karskiego jest naturalną kontynuacją Obywatelskiego Stowarzyszenia „Pamięć - Dialog - Pojednanie”. Tuż przed zbliżajacą się 60 rocznicą pogromu kieleckiego było oczywiste, że to pierwsze tak wielkie publiczne upamiętnienie powinno mieć dużą oprawę, ale władze Kielc nie planowały żadnych uroczystości. Dlatego też powołałem z grupą swoich przyjaciół to stowarzyszenie. Niestety, jedynym efektem działalności była ekspiacyjna odezwa do Żydów, opublikowana w Gazecie Wyborczej, którą zresztą potem bardzo pięknie skomentował Henio Wujec. Na tym działalność stowarzyszenia się zakończyła.
Dlaczego?
Można by się zastanawiać, dlaczego. Pamiętam dyskusję nad programem i być może tutaj jest jakieś źródło... W trakcie dyskusji anumeratywnie wymienialiśmy, z kim chcemy budować dobre relacje. Żydzi, owszem, Niemcy - też, Rosjanie - mogą być. A Cyganie? - ktoś zapytał. Cyganie - nie! - ktoś powiedział, upierając się, żeby Romów nie wpisywać.
Być może to zrobiło jakiś niedobry nastrój i nie było już pary do działania. W końcu doszło do tej rocznicy pogromu, było bardzo hucznie, był Elie Wiesel, był premier rządu... Ale potem, przez przypadek, znalazłem broszurkę poświęconą tym uroczystościom, którą wydały władze miasta. Przeglądając ją, ze zdumieniem patrzyłem na zamieszczone w niej zdjęcia ludzi, którzy potem nic w tej sprawie nie robili. Wzięli udział w tych uroczystych obchodach tylko dlatego, że takie były wymogi ich ról społecznych czy politycznych, ale cała sprawa ich w ogóle nie obchodziła.
Wtedy właśnie zacząłem organizować Marsze Pamięci, bo uświadomiłem sobie, że to nie jest sprawa spowodowania jednego czynu. Wiedziałem, że potrzebne jest jakieś stałe działanie, które będzie utrzymywać pewien stan gotowości, pewien stan napięcia i prowadzić do pewnej konfrontacji. Po paru latach uświadomiłem sobie, że te marsze, owszem, mają swoje znaczenie, że to olbrzymi krok do przodu, ale to nie wystarczy, aby wejść mocniej w przestrzeń publiczną. Wiedziałem też, że sam nie dam rady i stąd powstała ta inicjatywa.
Jakie były początki?
Szkoła przy ulicy Jasnej szukała patrona i dla mnie było oczywiste, że to powinien być Jan Karski. Kiedy „odkryłem” dla siebie Jana Karskiego, wiedziałem, że to jest bardzo dobra postać, żeby poprowadzić kielczan i moje miasto do skonfrontowania się z przeszłością i zamiany trucizny w lekarstwo. Polak, polski patriota, katolik, i to taki maryjny katolik, a jednocześnie wróg antysemityzmu, przeciwnik szowinizmu, człowiek niezwykle otwarty. Pierwszym działaniem było nadanie imienia szkole. Jeszcze wtedy nie myślałem o stowarzyszeniu. Jednak wydarzenia wokół tej uroczystości, które odbywały się w Kielcach, takie jak, skierowane do młodzieży, wystąpienie Marka Edelmana w Kieleckim Centrum Kultury, który powiedział, że Kielce to już jest zupełnie inne miasto, były dla mnie niezwykłym impulsem oraz inspiracją do dalszych działań. Tak doszło do powstania stowarzyszenia.
Czy gyby żył Pan w innym mieście niż Kielce, powołałby Pan do życia to stowarzyszenie? Tak naprawdę pytam o kontekst, w którym zawsze rodzą się inicjatywy...
Trudno powiedzieć. Kielce mają bez wątpienia szczególne znaczenie dla stosunków polsko-żydowskich czy chrześcijańsko-żydowskich, a te mnie najbardziej dotykają. Doświadczenie Zagłady - a dla wielu ludzi, chociażby dla środowsika związanego z muzeum Holokaustu w Waszyngtonie, to właśnie pogrom kielecki byl ostatnim aktem Zagłady - jest dla mnie doświadczeniem egzystencjalnym, religijnym. Więc pewnie wszędzie tam gdzie bym był, a gdzie Zagłada tak dotliwie znajdowałaby wyraz, prowadziłoby mnie to do jakiegoś działania.
W statucie stowarzyszenia jest zapis, iż celem stowarzyszenia jest „przeciwdziałanie wszelkim formom antysemityzmu”. W jaki sposób stowarzyszenie może temu przeciwdziałać?
Po pierwsze, poprzez działania, które w sposób dobitny i wyraźny pokazują główne źródła antysemityzmu (często, niestety, religijne), a także uświamiadające, że antysemityzm jest grzechem. Po drugie - poprzez działania pozwalające doświadczać tego, czym jest żydostwo, czym jest judaizm. Chodzi nie tylko o kontakt, ale o wejście mocniej w sferę egzystencjalną związaną z judaizmem, z Izraelem, z żydostwem.
Temu służą różnego rodzaju inicjatywy, które prowadziliśmy, różnego rodzaju spotkania, na przykład z Philipem Bialowitzem, jednym z uczestników buntu w Sobiborze, z dziećmi Holokaustu, ze Staszkiem Krajewskim, żydowskim współprzewodniczącym Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, z rabinem Schudrichem czy z rabinami różnych odłamów judaizmu, którzy do Kielc przyjeżdżają. Prowadzimy też warsztaty. Ostatnio, w trakcie spotkań chrześcijańsko-żydowskich, prawie 1800 młodych ludzi uczestniczyło w warsztatach antydyskryminacyjnych, które w oparciu o scenariusze opracowane w Centrum Badań Holokaustu Uniwersytetu Jagiellońskiego prowadzili nasi koledzy ze stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita. Organizujemy też dyskusje, jak chociażby ta, która miała miejsce podczas premiery książki „Strach” Jana Tomasza Grossa czy szerego dyskusji na temat pogromu, które organizowaliśmy przed 60 rocznicą.
To wszystko przynosi zamierzony skutek. W Kielcach już wiadomo, że ujawnianie antysemickich poglądów nie jest mile widziane. Od dawna Kielce są miastem, w którym nie ma antysemickich napisów.
Które z wydarzeń z bogatego dorobku stowarzyszenia najbardziej utkwiło Panu w pamięci?
Na pewno jedno zdarzenie z Dnia Judaizmu z 2006 roku, gdy starsza kobieta podeszła do mnie z maleńką broszurką - wydaną przez nas a przygotowaną przez Polską Radę Chrześcijan i Żydów, zawierającą oficjalne dokumnety nauczania Kościoła na temat Żydów i judaizmu, walczące ze stereotypami i uprzedzeniami typu „Żydzi ukrzyżowali Jezusa” i tym podobnymi bzdurami - i zapytała mnie: „Proszę pana, dlaczego to przed nami ukrywano?”
Albo zdarzenie podczas organizowanego przez nas Szabatonu, gdzie po raz pierwszy po 70 latach w synagodze kieleckiej rozbrzmiały słowa żydowskich modlitw. Uczestniczył w nich między innymi mój przyjaciel Yaacov Kotlicki, szef stowarzyszenia kielczan w Izraelu, który przeżył wówczas, jak on to nazwał, takie swoje drugie Bar micwa. Wówczas to rabin Schudrich odmówił w pomieszczeniach tej dawnej synagogi słowa błogosławieństwa końca Żałoby Wdowy, słowa bardzo ważne, kończące coś... To są wydarzenia, które zostają - w głowie, w sercu...
Co - Pana zdaniem - można uznać za największy sukces stowarzyszenia?
Tu nie ma sukcesów. Gdy 20 lat temu po raz pierwszy w lokalnym dodatku do Gazety Wyborczej napisałem o pogromie Żydów w Kielcach, to po tej publikacji - w trakcie spotkania z Sewkiem Blumsztajnem - rzucano we mnie świecami dymnymi i bombą zapalającą. Dziś nikt już niczym we mnie nie rzuca, a na organizowane przeze mnie spotkania z młodzieżą izraelską przychodzi prezydent miasta i wita ją, mówiąc „Szalom!”...
Stoją pomniki - Menora, ławeczka Karskiego, jest wreszcie nowy i nie bezimienny grób ofiar pogromu. Przyjeżdżają na ten grób młodzi Izraelczycy, tylko w tym roku przyjechało ich 10 tysięcy, przychodzą młodzi kielczanie. Dużo się zmieniło... To jest jakaś droga, którą to miasto przeszło, ale czy to jest mój sukces? To jest sukces miasta.
Czy ma Pan takie poczucie, że to, czym zajmuje się stowarzyszenie jest doceniane?
Jest nawet przeceniane, bo ilość wyróżnień, jakie ostatnio mnie spotkały jest dość spora. Co prawda mógłbym zapytać za Johnem Cleesem z grupy Monty Python: „gdzie wyście byli 15 lat temu, kiedy was potrzebowałem!”, ale to jest sympatyczne i miłe.
Jednak wydaje mi się, że o docenieniu można mówić w kategorii sportu czy działalności artystycznej. Natomiast w takiej sferze duchowej nie można być docenionym tak jak i nie można być niedocenionym, bo nagrodą jest samo działanie. Oczywiście jest czasem gorycz, ale to nie dlatego, że ktoś nie docenia, tylko dlatego, kiedy na przykład ktoś przypisuje sobie skutki pewnych działań. To nie jest przyjemne, choć, z drugiej strony, to też może być miernikiem sukcesu. Zupełnie niedawno ktoś mnie przekonywał, że pomnik Menora w Kielcach postawiło miasto Kielce. Najpierw próbowałem wyjaśniać, że nie, że to jest prywatna inicjatywa kilku osób, ale potem pomyślałem sobie, że to też jest w jakimś sensie sukces, bo ten człowiek niejako się pod tym podpisuje, chciał, żeby był taki pomnik w Kielcach...
A czy ma Pan takie poczucie, że działalność stowarzyszenia wpływa jakoś na świat, zmienia świat na lepszy?
Tak, jak najbardziej. I o to przede wszystkim chodzi - o naprawianie świata, o tikkun olam. To jest jedyna sensowna rzecz, jaką może zrobić każdy człowiek...
Dziękuję za rozmowę.
Bogdan Białek (ur. w 1955 r. w Białymstoku) – redaktor naczelny miesięcznika „Charaktery”, prezes Stowarzyszenia im. Jana Karskiego, wiceprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów oraz członek zarządu Jesziwy Pardes. W 1978 r. ukończył psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W 1994 r. był stypendystą German Marshall Found na uniwersytecie Duke. W tym samym roku założył Komitet Muzeum Pamięci Narodowej lat 1939–1956 w Kielcach. W 1995 założył Obywatelskie Stowarzyszenie „Pamięć–Dialog–Pojednanie” i pełnił w nim funkcję prezesa. W 1995 dzięki jego interwencji odbyły się oficjalne, zorganizowane przez władze miejskie, obchody 50. rocznicy pogromu Żydów w Kielcach.
W 2005 założył Stowarzyszenie im. Jana Karskiego, którego jednym z zadań jest aktywne włączenie mieszkańców Kielc w dialog polsko-żydowski. Jest też inicjatorem i organizatorem licznych otwartych spotkań na temat relacji polsko-żydowskich w Kielcach. Jednym z nich, na początku 2008 roku, było spotkanie z Janem Grossem. W 2009 r. współorganizował w Kielcach Szabaton, w którym udział wzięło kilkudziesięciu Żydów z Izraela i Polski. W styczniu 2011 r. zorganizował pierwsze, w zamierzeniu cykliczne, Kieleckie Spotkania Chrześcijańsko-Żydowskie „Wiara-Hatikvah-Miłość”: cykl warsztatów dla nauczycieli, spotkania, wystawy, spektakle teatralne i pokazy filmowe, w których licznie uczestniczyli mieszkańcy Kielc.