Przełamywanie ciszy
Pierwszy po latach milczenia tekst na temat pogromu pojawił się w Polsce w 1981 roku na łamach Tygodnika „Solidarność”, pisma opozycyjnego wobec rządu. Tego też roku ks. Mieczysław Jaworski, biskup pomocniczy diecezji kieleckiej, celebrował w kieleckiej katedrze mszę w intencji ofiar pogromu w 45. rocznicę zbrodni. Inicjatorem mszy był ówczesny wiceprzewodniczący Solidarności Jerzy Stępień. W następnych latach próby upamiętnienia rocznicy pogromu przed budynkiem przy ulicy Planty, miejscem zbrodni, skutecznie uniemożliwiała Służba Bezpieczeństwa.
Jako świadek tych zdarzeń mogę stwierdzić, że dla wielu były to raczej okazje do manifestacji antyrządowych i antykomunistycznych. Powszechnie przyjętą koncepcją, wyjaśniającą dramatyczne wypadki, była prowokacja komunistyczna, dla niektórych w domyśle „żydowska”, bo przecież to „Żydzi byli w UB”. Nawet gdyby przyjąć teorię prowokacji za prawdziwą – chociaż wszechstronne śledztwa prokuratury powszechnej i pionu śledczego Instytutu Pamięci Narodowej jej nie potwierdziły – pozostaje do wyjaśnienia fakt, dlaczego tak liczni mieszkańcy Kielc dali się sprowokować i czy „bycie sprowokowanym” zdejmuje odpowiedzialność za czynny udział w zbrodni?
Gdy w 1986 roku do Kielc przyjechał Zygmunt Nissenbaum, znany żydowski filantrop, został na cmentarzu żydowskim otoczony przez uzbrojonych funkcjonariuszy SB i aresztowany. Przed wypuszczeniem pouczono go, aby „nie podejmował spraw kieleckich”. W tamtym czasie cmentarz był zdewastowany, wykradano z niego ostatnie macewy, głównie na budowę domów.
Po interwencji w Warszawie Nissenbauma zwolniono, pozwolono też na przeprowadzenie prac remontowych, ogrodzenie cmentarza. Po latach Nissenbaum wspominał: Kiedy w sierpniu 1987 roku oddaliśmy cmentarz żydowski w Kielcach, pozwolono nam tylko na ustawienie tam płyty nagrobnej upamiętniającej pomordowanych”. Obecny na tamtej uroczystości nowojorski rabin Blumenfeld wezwał nad grobem ofiar do pojednania i budowy nowych mostów miedzy Polakami i Żydami.
W tym roku i w latach następnych zaczęły pojawiać się pierwsze publikacje dotyczące pogromu, m.in. w warszawskim piśmie kulturalnym „Literatura”, w białostockim miesięczniku reporterskim „Kontrasty”, w kieleckich „Przemianach”. Wkrótce pojawiły się książki: naukowa Stanisława Meduckiego i Zenona Wrony, reporterskie Jerzego Daniela i Tadeusza Wiącka czy obszerna praca badawcza Bożeny Szaynok. Powstały filmy Andrzeja Miłosza i Marcela Łozińskiego.
Wiedza o pogromie kieleckim stawała się coraz bardziej powszechna. Po upadku komunizmu problematyka pogromu, zwłaszcza przy okazji kolejnych rocznic, często gościła na łamach kieleckiej prasy. Kierowana przeze mnie lokalna mutacja „Gazety Wyborczej” poruszała także nasilającą się falę aktów antysemityzmu, szczególnie haseł antysemickich malowanych na murach budynków publicznych, osiedlowych bloków. Trzykrotnie redakcja była atakowana przez niezidentyfikowanych osobników chałupniczymi „bombami”. Niestety, przy braku jakiejkolwiek reakcji społecznej, chociażby środowiska zawodowego.
Łatwiejszy dostęp do wiedzy nie wpływał na zmianę stosunku i ocenę historycznego faktu przemocy. Ba, gdy 3 czerwca 1991 roku papież Jan Paweł II podczas swojej jedynej wizyty w Kielcach w homilii wygłoszonej podczas mszy na lotnisku masłowskim wypowiedział zaledwie dwa zdania „W lipcu 1946 roku w Kielcach zginęło ze zbrodniczych rąk wielu braci Żydów. Polecamy ich dusze Bogu”, wywołał niekończące się negatywne komentarze wśród mieszkańców Kielc. Redaktor naczelny największej wówczas gazety lokalnej napisał następnego dnia:
„Uczestników mszy w Masłowie, kielczan, nie podejrzewam o akceptację kieleckiego pogromu. Ale to odium nie może bez przerwy wisieć nad obecnymi mieszkańcami miasta. Napisy »Żydzi do gazu« nie pojawiają się tylko w Kielcach. (…) nie rozumiem natomiast, dlaczego (…) szczególnie tu trzeba wyróżniać Kielce i przypominać o tym całemu światu”. Tytuł tego komentarza: „Gorycz w Masłowie”. Głos wówczas charakterystyczny dla wielu kielczan, bez względu na środowisko polityczne czy wyznaniowe.