Udostępniamy tłumaczenie artykułu, który ukazał się 8 stycznia w amerykańskim magazynie Smithsonian, czasopiśmie wydawanym przez Instytut Smithsona – największy na świecie kompleks muzeów i ośrodków edukacyjno-badawczych. Smithsonian Magazine pisze o filmie „Przy Planty 7/9” i pogromie kieleckim, a także o pracy i misji prezesa naszego Stowarzyszenia Bogdana Białka i politycznych zawiłościach w mówieniu o historii. Artykuł zawiera fragmenty wywiadu przeprowadzonego z Bogdanem Białkiem przez Smithsonian.com.
Kielce: powojenny pogrom, który podzielił Polaków
Po drugiej wojnie światowej żydowscy uchodźcy odkryli, że już nigdy nie będą mogli wrócić do ojczystego kraju – to poczucie niektórym z nich towarzyszy do dziś.
Makabryczne wydarzenia zaczęły się od pomówienia o mord rytualny. Nie byłaby to może sytuacja bez precedensu, gdyby rzecz miała miejsce w średniowieczu czy w nazistowskich Niemczech, a nie w ponad rok po zakończeniu drugiej wojny światowej.
Kilka dni wcześniej ze swego domu w Kielcach (pięćdziesięciotysięcznym mieście w południowo-wschodniej Polsce) zniknął ośmioletni polski chłopiec, Henryk Błaszczyk. Kiedy dwa dni później Henryk się odnalazł, powiedział rodzinie, że pewien mężczyzna przetrzymywał go w piwnicy. W drodze na komisariat, do którego ojciec prowadził dziecko, by opowiedziało, co mu się przydarzyło, chłopiec wskazał mężczyznę przechodzącego obok dużej narożnej kamienicy przy ulicy Planty 7.
„To był on” – oznajmił Henryk.
Budynek należący do Komitetu Żydowskiego był siedzibą wielu instytucji żydowskich i dawał schronienie około 180 Żydom. Nie było w nim piwnic. Większość mieszkańców kamienicy stanowili repatrianci ocalali z koszmaru obozów zagłady, w których zginęło ponad 90 procent populacji polskich Żydów. Ludzie ci wrócili po wyzwoleniu do ojczyzny, w nadziei na pozostawienie przeszłych wydarzeń za sobą. Nie spodziewali się jednak, że padną ofiarą antysemickiej agresji raz jeszcze – tym razem z rąk Polaków, którzy mieszkali po sąsiedzku.
Rankiem 4 lipca pod budynkiem zjawił się mały oddział Milicji Obywatelskiej oraz miejscowy patrol wojskowy, które miały na celu zbadanie sprawy rzekomego porwania. Kiedy tylko rozniosła się plotka o zbrodni w formie znanego od wieków „mordu rytualnego”, zgodnie z którym Żydzi mieli dopuszczać się porywania chrześcijańskich dzieci i składania ich w ofierze, wokół kamienicy zaczął się zbierać tłum. To jednak milicjanci i wojskowi dali początek przemocy, twierdzi polski historyk Jan T. Gross w swojej książce: Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Pod pozorem zapewnienia bezpieczeństwa cywilom i utrzymania spokoju, funkcjonariusze otworzyli ogień i zaczęli wyciągać Żydów na dziedziniec kamienicy, gdzie mieszkańcy miasta dopuścili się brutalnego ataku na żydowskich lokatorów.
Tamtego dnia żydowskie kobiety i mężczyźni zostali obrzuceni kamieniami, ograbieni, pobici kolbami karabinów, zakłuci bagnetami, a na koniec wrzuceni do pobliskiej rzeki. I choć obok miejsca zdarzenia przechodzili kielczanie, nikt nie powstrzymał tragedii. Dopiero w południe wysłano na miejsce kolejną grupę żołnierzy z zadaniem opanowania tłumu oraz ewakuowania zabitych i rannych. Po południu pod budynek przybiegła zaś grupa robotników z huty, uzbrojonych w łomy i inną broń. Mieszkańcy kamienicy przy Planty 7 odczuli ulgę; byli przekonani, że mężczyźni przybywają z pomocą. Hutnicy jednak przypuścili na mieszkańców domu brutalny atak, mordując pozostających w nim nadal ludzi.
Napaść trwała kilka godzin. W filmie dokumentalnym z 2016 roku pod tytułem Bogdan’s Journey / Przy Planty 7/9, jedna z ostatnich ocalałych z pogromu osób, Miriam Guterman, wspomina to zdarzenie mówiąc: „Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko robią ludzie” (pani Guterman zmarła w 2014 roku).
Tamtego dnia przy ulicy Planty 7, ale również na terenie całego miasta, zamordowano w sumie 42 Żydów, łącznie z noworodkiem i kobietą w szóstym miesiącu ciąży. Rannych zostało 40 osób. Wydarzenie to, poza oczywistymi, makabrycznymi konsekwencjami, miało również zyskać szersze, historyczne znaczenie. Po Zagładzie wielu Żydów pragnęło jedynie powrócić w rodzinne strony. Przypadek Kielc sprawił, że marzenie to zostało zniweczone; dla Żydów Polska przestała być domem.
„[Kielce] są symbolem exodusu ocalałych Żydów z Polski, a czasem także wykorzystywane jako dowód na to, że w Polsce nie ma dla Żydów przyszłości” – twierdzi Joanna Sliwa, historyczka pracująca przy Claims Conference (Conference on Jewish Material Claims Against Germany) i badająca współczesną historię polsko-żydowską oraz Holokaust. „Oznacza to, że pomimo tego wszystkiego, co Żydzi musieli znieść w czasie Zagłady, i mimo że miejscowi Polacy byli obserwatorami i świadkami ich losu, Żydzi nie mogą czuć się w Polsce bezpieczni”.
Joanna Sliwa podkreśla również, że wydarzenia w Kielcach nie były pierwszym przypadkiem powojennego pogromu dokonanego na Żydach w Polsce; przemoc na mniejszą skalę notowana była już na rok przed masakrą kielecką – w Krakowie i Rzeszowie.
Wraz z upływem czasu pogrom kielecki – jak wiele innych zbrodni popełnionych podczas wojny przez Polaków lub w ich asyście – stał się tematem tabu. Nie upamiętniono go w żaden sposób. Mimo to Bogdan Białek, polski katolik z Białegostoku, który przeprowadził się do Kielc w roku 1978, od razu wiedział, że coś jest nie w porządku. W filmie Bogdan’s Journey / Przy Planty 7/9, który wyświetlano niedawno w ramach jednego z wydarzeń organizowanych przez Claims Conference w nowojorskim Paley Center, Białek wspomina dojmujące poczucie winy czy też wstydu, jakie dawało się odczuć wśród mieszkańców miasta, kiedy tylko rozmowa schodziła na temat pogromu. Sam nazywa tę dręczącą ludzi ciszę „chorobą”.
To, co historyk Michael Birnbaum nazwał w trakcie tamtego spotkania „wiszącą w powietrzu obecnością braku”, zaczęło stopniowo przyciągać Bogdana Białka – ten swoisty ropień, który zdawał się toczyć miasto. W ciągu ostatnich trzydziestu lat realizował zatem coś, co postawił sobie za cel – przywrócić pamięci życie i zaangażować współczesnych mieszkańców Kielc w dialog poprzez spotkania, upamiętnienia i rozmowy z ocalałymi.
Jak można było się jednak spodziewać, jego starania nie spotkały się z dobrym przyjęciem. Historia kieleckiego pogromu – złożona w całość w filmie wykorzystującym świadectwa kilku ostatnich żyjących ofiar tamtych wydarzeń oraz ich potomków – jest niewygodna. Dla Polaków okazuje się bowiem wyzwaniem. Otwiera stare rany. Ale doprowadzając dialog do tego punktu, Białek nie miał na celu jedynie jątrzenia ran – chodziło mu raczej o nacięcie wrzodu. W filmie, który wyprodukowano po części ze środków pochodzących z Claims Conference, Bogdan Białek wygłasza następujące słowa: „Każdy z nas doświadczył w przeszłości czegoś trudnego. Zostaliśmy skrzywdzeni albo skrzywdziliśmy kogoś sami. Dopóki nie nazwiemy tych doświadczeń po imieniu, będziemy przeszłość ciągnąć za sobą”.
Od upadku komunizmu w roku 1989 Polska dokonała rachunku sumienia, który był procesem pełnym zrywów i chwilowych okresów świadomości, ale również niepokojących momentów regresu. Polscy Żydzi mogli wyjść z cienia, tworząc nowe społeczności ponownie wcielające żydowskich obywateli w tkankę kraju. W połowie pierwszej dekady XXI wieku zaczęły się nawet pojawiać doniesienia na temat osobliwego nowego trendu, zwanego „żydowskim odrodzeniem”, które miałoby ogarniać Polskę – i nie tylko. Polscy Żydzi poszukiwali swoich korzeni, jak grzyby po deszczu pojawiały się polsko-żydowskie wydawnictwa i muzea, zdziesiątkowane niegdyś dzielnice żydowskie zaczęły znowu rozkwitać.
W wywiadzie udzielonym dla magazynu Smithsonian.com Bogdan Białek przyznaje, że powodem tej zmiany stała się po części ponowna analiza polskiej historii. „Naszym punktem wyjścia był kompletny brak rozeznania, pewnego rodzaju negacja faktów, ale z czasem zaczęło się to zmieniać” – wyznaje po polsku Białek, tłumaczony przez jednego z reżyserów filmu, Michała Jaskulskiego. „Współczesnym Polakom łatwiej jest też spojrzeć na różne kwestie z perspektywy ofiar, a to nie miało wcześniej miejsca. Dlatego teraz możemy naprawdę dostrzec, jak wielki wpływ na relacje polsko-żydowskie miał pogrom kielecki”.
Niemniej jednak Białek szybko przyznaje, że pracy na przyszłość jest jeszcze wiele. Chociaż obecnie Polacy nie twierdzą już, że pogrom w ogóle się nie wydarzył, nadal nie są zgodni co do tego, kto tak naprawdę ponosi odpowiedzialność za zbrodnię. Kiedy Białek zamieszkał w Kielcach, miasto wręcz huczało od teorii spiskowych, które według niego do dziś są zjawiskiem całkiem powszechnym. Na potrzeby filmu jego współreżyser, Larry Loewinger, rozmawiał z kilkoma starszymi mieszkańcami miasta, którzy twierdzą przed kamerami, że do zamieszek podżegał wywiad sowiecki, a niektórzy z nich są wręcz przekonani, że to sami Żydzi zainscenizowali masakrę, wyciągając ciała zabitych na ulicę.
W odróżnieniu od bardziej nagłośnionego pogromu w Jedwabnem, kiedy to Polacy kontrolowani przez nazistów spędzili kilkuset żydowskich sąsiadów do stodoły i spalili ich żywcem, kielecka tragedia zrodziła się na gruncie powojennych napięć. Polska znajdowała się wówczas na skraju wojny domowej, obywatele żyli w nędzy i w tamtych czasach wielu z nich było przekonanych, że Żydzi byli albo komunistami, albo szpiegami. „Trzeba zrozumieć, że w 1946 roku Polska była w opłakanym stanie” – tłumaczy Loewinger. „Panowało ubóstwo. Wszędzie krążyli Żydzi… W ludziach było dużo gniewu”.
Istnieją jednak wyraźne analogie pomiędzy obiema sytuacjami. Pogrom w Jedwabnem miał miejsce w roku 1941, niedługo po rozpoczęciu okupacji nazistowskiej w Polsce. Ogólnie przyjęta wersja wydarzeń jest taka, że mordu na Żydach dokonali Polacy pod presją niemieckich nazistów. Także w przypadku pogromu kieleckiego obraz Polaków jest równie „nieskazitelny”. Przyjęte interpretacje obu tych wydarzeń umożliwiają Polakom kurczowe trzymanie się mitu narodowej wiktymizacji i bohaterstwa. W wywiadzie dla magazynu Moment polski dziennikarz i dysydent, Konstanty Gebert, komentuje tę kwestię w następujących słowach: „Wielu Polakom wychowywanym przez lata w (uzasadnionym) przekonaniu, że są krajem męczenników, coraz trudniej było zaakceptować, że narodowa ofiara nie gwarantowała im automatycznie przewagi moralnej w kontekście ich własnych postaw wobec Żydów w czasie Zagłady”.
Co więcej, jak twierdzi Joanna Sliwa, „Oba powyższe wydarzenia dowodzą tego, jak niebezpieczne okazują się takie teorie spiskowe i jak mity o tak zwanym ‘innym’, mordach rytualnych czy… identyfikowaniu Żydów z komunizmem mogą przerodzić się w przemoc o charakterze masowym”.
W wywiadzie telewizyjnym z 2016 roku polska Minister Edukacji Narodowej Anna Zalewska zdawała się zaprzeczać, jakoby odpowiedzialność za udział w obu wydarzeniach historycznych mieli ponosić Polacy. Kiedy zadano jej otwarcie pytanie: „Kto zamordował kieleckich Żydów w czasie pogromu w tym mieście?”, nie była w stanie udzielić na nie odpowiedzi. Po chwili wahania odparła w końcu: „Antysemici”. Nie przyznała już jednak, że to Polacy byli tymi antysemitami. Kiedy wokół jej wypowiedzi rozgorzała dyskusja, Zalewską wsparł ówczesny Minister Spraw Zagranicznych Witold Waszczykowski, który ocenił jej komentarze jako „nieporozumienie”.
„Cała sytuacja ma związek z wysiłkiem, jaki polski rząd wkłada w to, by w pewien sposób przepisać historię” – ocenia Sliwa. „Wszystko po to, by położyć więcej nacisku na bohaterstwo i patriotyzm narodu polskiego podczas wojny, a także po jej zakończeniu. Można te zabiegi odczytywać jako próbę przejęcia kontroli nad tym, jak opowiada się o przeszłości”.
Obawa o to, że Polska pisze własną historię od nowa, jest teraz bardziej aktualna niż kiedykolwiek wcześniej. Odkąd w roku 2015 zwycięstwo w wyborach parlamentarnych odniosła populistyczna partia Jarosława Kaczyńskiego – Prawo i Sprawiedliwość, rząd realizuje założenia polityki, którą otwarcie określa się mianem ‘historycznej’. Dziennikarze i historycy, tacy jak Joanna Sliwa, nazywają politykę historyczną inaczej, mianowicie „historią upolitycznioną”. Bez wątpienia, dodaje Sliwa, „kwestie te były poruszane jeszcze przed dojściem Prawa i Sprawiedliwości do władzy w Polsce. Ale teraz, kiedy partia przejęła rządy w kraju, taka polityka stała się czymś powszechnym i akceptowalnym. Co więcej, zdaje się być oficjalnym stanowiskiem rządzących”.
Ślady polityki historycznej widać w kształcie, jaki z upływem czasu przybrała relacja z wydarzeń kieleckich. Wbrew faktom, które ujawnił między innymi Gross, raport opublikowany w 2004 roku przez Instytut Pamięci Narodowej (będący jednostką badawczą analizującą zbrodnie dokonywane zarówno w czasie reżimu nazistowskiego, jak i komunistycznego, oraz instytucją rutynowo minimalizującą rolę Polski w zbrodniach czasu Zagłady) zamyka sprawę stwierdzając, że pogrom kielecki był wynikiem „nieszczęśliwego zbiegu okoliczności”. Z kolei w tym roku polski rząd poparł ustawę, która uznaje użycie wyrażenia „polskie obozy zagłady” za przestępstwo, tłumacząc, że zwrot ten niesłusznie nasuwa skojarzenie, jakoby Polacy byli współorganizatorami obozu w Auschwitz czy innych nazistowskich obozów śmierci.
Jednocześnie w Polsce rosną w siłę ugrupowania skrajnej prawicy. W listopadzie ubiegłego roku, w dzień oficjalnie obchodzonego w państwie Święta Niepodległości, na ulicach zebrała się największa liczba demonstrantów o poglądach antyimigranckich i faszystowskich. W obchodach, które stały się dorocznym miejscem spotkania dla przedstawicieli skrajnej prawicy w Polsce, wzięło udział ponad 60 tysięcy osób, które przeszły ulicami Warszawy domagając się „Białej Europy”. Niektórzy z uczestników marszu rzucali czerwonymi racami dymnymi, niosąc ze sobą transparenty z symbolami rasistowskimi i hasłami takimi jak „Czysta krew”. Inni skandowali: „Czysta Polska, biała Polska!” lub „Precz z uchodźcami!”.
Partia rządząca już od dawna podsycała w Polakach lęk przed muzułmańskimi uchodźcami, a w jednej z wypowiedzi na ich temat w 2015 roku Kaczyński stwierdził nawet, że imigranci przywożą do kraju „niebezpieczne choroby”, łącznie z „z różnego rodzaju pasożytami i pierwotniakami”. Ostatecznie, w roku 2017 polski rząd odmówił przyjęcia uchodźców, pomimo groźby ewentualnych sankcji ze strony Unii Europejskiej. W Polsce odnotowano również wzrost przemocy na tle rasowym wobec obcokrajowców. Celem ataków stali się w szczególności muzułmanie i Afrykańczycy. W roku 2016 polska policja prowadziła śledztwo w sprawie 1,631 przestępstw popełnionych z pobudek rasistowskich, antysemickich i ksenofobicznych.
Według Bogdana Białka, dzisiejsze postawy Polaków pobrzmiewają niepokojącym echem wydarzeń z roku 1946 i 1945. Co gorsza, Białek obawia się, że takie nastawienie nie wróży nic dobrego. „Od dwóch lat powtarzam, że historia może się powtórzyć” – mówi Białek. „Kiedy słyszymy o przypadkach polskiej wrogości wobec obcokrajowców z powodu języka, jakim się posługują, czy ciemniejszego koloru skóry, kiedy takie rzeczy się dzieją, dla mnie najbardziej przerażająca jest wtedy ludzka obojętność. To, że ludzie, którzy widzą te ataki, nie reagują”.
Białek dodaje jeszcze: „A kiedy mowa o marszu ‘Niepodległości’, władze podkreślają, że ludzie niosący transparenty z niewłaściwymi hasłami byli w mniejszości. Ale nawet jeśli to prawda, nikt z tym nic nie zrobił. To władza daje przyzwolenie na takie zachowania”.
Twórcy filmu Bogdan’s Journey / Przy Planty 7/9 mają na celu odświeżenie pamięci Polaków o wydarzeniu, w odpowiedzi na które władze również nie zareagowały odpowiednio, a wręcz odwrotnie – wsparły zbrodnię. Film miał swoją premierę latem 2016 roku w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie, a miesiąc temu rozpoczęły się pokazy filmu w całym kraju. Choć polskie media odnoszą się do obrazu z pozytywnym zainteresowaniem, reakcje internautów to także oskarżenia, w których pobrzmiewają na nowo koncepcje sowieckich teorii spiskowych oraz stwierdzenia, że film celowo wprowadza widzów w błąd.
Twórcy filmu spodziewali się jednak takich reakcji. „Hańba pogromu nie zniknie nigdy. Jest faktem historycznym” – stwierdza w filmie Bogdan Białek, którego nie opuszcza jednak nadzieja, że, jak mówi: „Z czasem świat będzie pamiętał nie tylko o samym pogromie kieleckim, ale również o tym, że w Kielcach podjęto próbę uporania się z przeszłością”.
tłum. Monika Metlerska-Colerick
źródło: https://www.smithsonianmag.com/history/kielce-post-holocaust-pogrom-poland-still-fighting-over-180967681/