Irena Sendlerowa, święta. Mała, malutka osoba, wciśnięta w inwalidzki fotel. Jej wilgotne, jakby ciągle we łzach, a przecież promieniujące pogodą i dobrocią oczy, a także łagodny uśmiech będę pamiętać.
Kiedy dwa lata temu odwiedziłem Panią Irenę w domu ojców bonifratrów, mogłem z Nią spędzić dłuższy czas. Były Jej urodziny, a ja przywiozłem Pani Irenie medal naszego Stowarzyszenia im. Karskiego i dyplom „Femina Bona”. Wtedy poznałem czym jest „świętych obcowanie”. Pani Irena była świętą. Niemiła Kościołowi, bo socjalistka i krytyczna, znienawidzona przez komunę, bo żołnierka AK, zapomniana przez wiele lat przez tych, których ocaliła, wykluczona przez pozostałych, bo „Żydówka, sprzyja Żydom, żydowska matka”.
Pomimo różnych gestów jednak obca prawie wszystkim środowiskom politycznym w III RP, bo nie dawała się manipulować i wykorzystać w doraźnych rozgrywkach. Tak jak wówczas, gdy prezydent Kaczyński chciał schorowaną Panią Ireną zastąpić prof. Bartoszewskiego w Kapitule Orderu Orła Białego.
W Polsce odkryto Panią Irenę, gdy „wybuchło” Jedwabne. Wtedy potrzebowano na gwałt dowodów, że Jedwabne to incydent, i to niezbyt jasny. Polacy wszak ratowali Żydów a nie mordowali. Ale do dziś niewielu Polaków wie, kto to jest Irena Sendler, Henryk Sławik i tysiące im podobnych. Tak jak większość była obojętna na mordowanych Żydów, tak dzisiaj jest obojętna na tych spośród swoich, którzy Żydom nieśli pomoc.
Zaś Pani Irena w 1993 roku na spotkaniu ku czci Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, podwieziona na wózku do mikrofonu, pytała swoim przejmującym, zmęczonym głosem: – Czy cztery tysiące Sprawiedliwych na 25 milionów Polaków przed wojną to dużo czy mało? Czy spowiadacie się, rodacy, z grzechu antysemityzmu?
Kiedy pod koniec lat 60. córka Pani Ireny, pomimo zdanego egzaminu na studia, nie została przyjęta na uniwersytet, zadała matce pytanie: „Mamo, jakie ty grzechy masz na sumieniu, że mnie skreślili?”. Bo nie ukrywano, że skreślono ją ze względu na matkę. A Irena Sendler popełniła 2500 grzechów – tyle uratowała istnień ludzkich. Niestety, żydowskich.
Nie umiem opowiadać o Pani Irenie, bo nie znam języka do opowieści o dobru. Tak jak nie znam języka, którym można by opowiadać o złu. Nie mogę pojąć, że do tego samego gatunku Bożych stworzeń, do homo sapiens, należy i Irena Sendler, Władysław Bartoszewski, Henryk Sławik, i mordercy z Jedwabnego czy z Kielc.
Jan Gross w swojej niedawnej książce stawiał pytanie: jak to możliwe, że dochodziło do takich aktów barbarzyństwa na Żydach? Mnie, po tym co wiem, porusza raczej pytanie: jak to możliwe, że zdarzył się taki cud jak Irena Sendlerowa?
Wstyd się przyznać, ale wielu z nas o Irenie Sendlerowej i Jej dziele dowiedziało się dopiero teraz, po Jej śmierci. Czy telewizja, publiczna!, ma jakiś film o Niej? Nie, sam byłem świadkiem gorszących targów z amerykańską realizatorką, która chciała o Pani Irenie film zrobić. Czy w polskich szkołach uczą o Irenie Sendlerowej? Nie, ale światu tę wielką postać przybliżyli uczniowie… amerykańskiego liceum. Gdy – jako Stowarzyszenie im. Jana Karskiego – chcieliśmy m.in. o Pani Irenie uczyć w Kielcach, od prominentnego urzędnika usłyszałem „nie”, bo już „za dużo o Żydach”.
A przecież Irena Sendlerowa to najlepsze z najlepszego, jakie może dać człowiek człowiekowi, to najwspanialszy wzór miłości bliźniego. Lepszego wzoru nie mieliśmy. I mieć już nie będziemy.
Bogdan Białek
Irena Sendlerowa zmarła 12 maja 2008. Wspomnienie ukazało się w „Charakterach” nr 6/2008