(Na zdjęciu: Kielce, 4 lipca 2016, obchody 70. rocznicy pogromu kieleckiego, przemawia Bogdan Białek, fot. Maria Tajchman)
Ponad 40 zmarłych, ponad 80 rannych – bilans pogromu kieleckiego, który miał miejsce 70 lat temu. Przez długi czas morderstwo było tematem, o którym w Polsce się nie mówiło. Psycholog i dziennikarz Białek przerwał ciszę.
Dla wielu ocalonych z Holokaustu narodowości polskiej nazwa Kielce wiąże się z grozą i ostateczną utratą ojczyzny. Tutaj 4 lipca 1946 roku miał miejsce ostatni wielki pogrom Europy. Ofiary: 42 polskich Żydów, niektórzy ocaleni z Holokaustu, inni powracający ze Związku Radzieckiego, gdzie w czasie II wojny światowej szukali schronienia. Brutalne morderstwo dokonane przez motłoch po usłyszeniu plotki o rzekomym porwaniu chrześcijańskiego chłopca sprawiło, że uciekali nie tylko ocaleni z pogromu. Pod wrażeniem masakry dziesiątki tysięcy ocalonych z Holokaustu narodowości polskiej zdecydowały się opuścić Polskę.
Bogdan Białek (61 l.) jest dziennikarzem, działaczem na rzecz praw obywatelskich, psychologiem, a dla niektórych ocalałych z pogromu dobrym człowiekiem z Kielc. W roku 1990 rozpoczął dyskusję na temat wydarzeń z lipca 1946 roku, organizował „Marsz Pamięci”, starał się nawiązać kontakt z ocalałymi.
Poszukiwanie prawdy
Wcześnie polski katolik, szczupły mężczyzna średniego wzrostu ze szpakowatą brodą zaczął szukać prawdy, prawdy, która w Polsce boli. Jednak ostatecznie nie tylko narodowo-konserwatywny rząd Warszawy przypomina zbyt ochoczo o ruchu oporu, bohaterstwie i poświęceniu w walce z niemieckim okupantem. Wielu ludzi wyparłoby fakt, że do brutalnych mordów na żydowskich sąsiadach doszło nie tylko 75 lat temu – w lipcu 1941 roku w Jedwabne we wschodniej Polsce i innych miejscach regionu – ale nawet w okresie powojennym.
„Przez długi czas nikt nie chciał mówić o pogromie”, twierdzi Białek. „W czasach komunizmu był to temat tabu. Również kościół nie chciał mieć z tym nic wspólnego.” Białek próbował rozmawiać: z tymi, którzy wypierali wydarzenia, z boleśnie doświadczonymi ocalałymi, którzy właściwie nigdy nie chcieli wracać do Polski, a jednak później przyjechali do Kielc, żeby młodym Polakom opowiadać o tym, co przeżyli. „Człowiek zawsze nosi przeszłość ze sobą”, mówi Białek. Jeżeli zbrodnia jest nie zagojoną raną, to proces leczenia można rozpocząć tylko dzięki prawdzie.
Proces pojednania zadaniem życia
Dla Białka proces pojednania polsko-żydowskiego w Kielcach stał się pracą życia, również procesem uczenia się. „Konfrontowałem ludzi z przeszłością, i najpierw musiałem sam nauczyć się słuchać”, mówi Białek. „Nie każdy, kto nie myśli jak ja, jest antysemitą”.
Dom „Przy Planty 7/9”, gdzie 70 lat temu nożami, pałkami i siekierami brutalnie zamordowano żydowskich mieszkańców Kielc, jest dzisiaj pomalowany na jasny kolor. Kilka balkonów zdobią pelargonie, starsza kobieta myje swój balkon. Mroczna historia daje się rozpoznać tylko po tablicach pamiątkowych i portretach ocalonych żydowskiego pochodzenia umieszczonych na fasadzie kamienicy. Na parterze domu swoją siedzibę ma założone przez Białka stowarzyszenie, gdzie regularnie prowadzi seminaria na temat antysemityzmu dla młodych Polaków.
Blizny po ranach
Kilka tygodni temu polski dokumentalista Michał Jaskulski i jego amerykański kolega Lawrence Loewinger nakręcili film o próbie zmierzenia się z przeszłością w mieście pogromu, jaką podjął Białek. „Bogdans Reise” („Podróż Bogdana”) dopuszcza do głosu również ocalonych, niektórzy nadal noszą blizny zranień.
Gdy w roku 2000 Białek organizował pierwszy Marsz Pamięci, był w dużej mierze sam: „Przyszło ośmiu dziennikarzy, a nas było czterech.” W międzyczasie uzyskał poparcie burmistrza i wielu mieszczan, którzy nie chcieli już dłużej milczeć o mrocznej stronie przeszłości ich miasta. W minionym roku w marszu wzięło udział kilkaset ludzi. „Ale poszedłbym również sam. Za całe miasto.”
Eva Krafczyk
artykuł w oryginale ukazał się na stronie dom.radio.de, tłumaczenie Małgorzata Dudzińska